Między Berkutem a Majdanem

GN 11/2014 Legnica

publikacja 17.03.2014 06:00

O sypialniach urządzonych w cerkwiach, groźnych precedensach rodzących się na Krymie i polskich zdolnościach do przejmowania inicjatywy z biskupem Włodzimierzem Juszczakiem, ordynariuszem eparchii wrocławsko-gdańskiej Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, rozmawia Roman Tomczak.

Bp Włodzimierz Juszczak: – Nikt nie wysyłał naszych kapłanów na Majdan. Byli tam, bo uważali, że to ich obowiązek Bp Włodzimierz Juszczak: – Nikt nie wysyłał naszych kapłanów na Majdan. Byli tam, bo uważali, że to ich obowiązek
Roman Tomczak /GN

Roman Tomczak: Od kilku miesięcy Ukraina jest areną dramatycznych wydarzeń politycznych. Uczestniczą w nich nie tylko zwykli mieszkańcy tego kraju, ale także duchowni. Świat obiegły zdjęcia, na których księża modlą się pomiędzy walczącymi na Majdanie stronami. Jak Ksiądz Biskup ocenia to, co dzieje się teraz na Ukrainie i jaką widzi w tym rolę grekokatolików?

Bp Włodzimierz Juszczak: Z bólem przyjmuję wydarzenia na Ukrainie. Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę. I czym ona się zakończy, zarówno dla Ukrainy, Europy i świata, tego w tej chwili nie wiemy. A przecież różne scenariusze są możliwe. Jeśli chodzi o wydarzenia na kijowskim Majdanie, które trwają od listopada, wśród ludzi ważne miejsce zajmują duchowni. I to nie tylko greckokatoliccy, ale również duchowni innych wspólnot i Kościołów. Być może najbardziej widoczni na Majdanie byli księża greckokatoliccy, ale byli tam też księża rzymskokatoliccy, prawosławni, zwłaszcza z kijowskiego patriarchatu. Byli żydzi, muzułmanie, duchowni ewangeliccy. Byli także kapłani prawosławni z patriarchatu moskiewskiego. Może ten Kościół był najmniej widoczny, ludzie utożsamiali go z władzą Wiktora Janukowycza.

Trzeba przyznać, że to właśnie kapłani byli tą żywą zaporą, która oddzielała Berkut od Majdanu. A na Majdanie księża greckokatoliccy prowadzili modlitwy, pocieszali, spowiadali. We wszystkich większych cerkwiach greckokatolickich w Kijowie zorganizowano miejsca, w których przyjeżdżający do miasta mogli się przespać, umyć, zjeść, opatrzyć rany. Podobnie było w świątyniach prawosławnych, zwłaszcza kijowskiego patriarchatu, gdzie ludzie także spali cerkwiach na podłodze.

Ci wszyscy duchowni ryzykowali życie tak jak wszyscy obecni na Majdanie?

Oczywiście! Właśnie otrzymałem informację, że w jednym z polskich szpitali leży ranny ksiądz greckokatolicki. Z tego co wiem, oprócz ran fizycznych cierpi na rodzaj szoku po tym, co tam przeżył. Kilkanaście dalszych osób przebywa w jednym ze szpitali katowickich na oddziale psychiatrycznym, gdzie są leczeni ze stresu pourazowego.

Rola duchowieństwa nie skończyła się wraz z ustaniem walk na Majdanie.

Nie, ktoś musi się przecież zajmować np. rannymi, i to nie tylko na Ukrainie. W samym Wrocławiu jest 19 rannych Ukraińców. To głównie bardzo młodzi ludzie. Nasi księża ich odwiedzają i sprawują nad nimi opiekę duchową. Na Ukrainie nadal odprawiane są pogrzeby. Przypomnę, że właśnie dzisiaj (rozmowa odbyła się 6 marca – przyp. autora) zmarł kolejny, setny już uczestnik walk na Majdanie. Zaś 300 osób uznaje się za zaginione.

Czy obecność duchownych greckokatolickich na Majdanie i organizowane przez nich punkty pomocy dla rannych i poszkodowanych to kierowana przez Cerkiew akcja czy spontaniczne działania księży?

Nasz patriarcha, arcybiskup większy Światosław Szewczuk, kilka razy zabierał głos na temat sytuacji na Ukrainie. Zwracał się wtedy do wiernych z prośbą o modlitwę. To nie podobało się władzom w Kijowie. W styczniu abp Światosław otrzymał list od ukraińskiego ministra kultury w rządzie Janukowycza. Minister groził, że władze ukraińskie mogą zamknąć struktury Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie za to, że kapłani greckokatoliccy uczestniczą w modlitwach na Majdanie. Arcybiskup odpowiedział, że obowiązkiem kapłana jest być z ludźmi wszędzie tam, gdzie oni tego potrzebują, również na Majdanie. Nikt nie wysyłał kapłanów na Majdan, nie było żadnego nakazu. Jednak oni sami uważali, że powinni tam być. Byli to zarówno kapłani z Ukrainy, jak i z Europy. W drodze na Majdan przejeżdżał przez Wrocław jeden z naszych księży z Hiszpanii. Zdaje się, że on ciągle jeszcze jest w Kijowie.

Czy kapłani lub wierni z eparchii wrocławsko-gdańskiej również wyjeżdżali na Majdan?

Nie słyszałem o tym. Natomiast tutaj, we Wrocławiu, Legnicy i innych miastach naszej diecezji, organizowano transporty z darami. Przygotowywane były przez nasze parafie lub we współpracy z organizacjami społecznymi. Później przekazywano je różnymi sposobami dla ludzi na Majdanie, gdzie wszyscy nasi wierni są obecni duchowo. Codziennie siedzą przed telewizorami, komputerami i śledzą na bieżąco to, co tam się dzieje. Obecnie już może nie tyle na Majdanie, co na Krymie. My, biskupi greckokatoliccy, od listopada zeszłego roku kilkakrotnie prosiliśmy wiernych o modlitwę. Zorganizowaliśmy także zbiórkę ogólnodiecezjalną, która jeszcze trwa i kto może, ten składa ofiarę na ten cel. Do tej pory zebraliśmy ok. 80 tys. zł. To duża kwota jak na nasze możliwości. Te pieniadze przekazaliśmy już na Ukrainę. Otrzymały je rodziny, które straciły ojców i mężów. To są przeważnie matki z dziećmi. Oprócz tego jest we Wrocławiu grupa studentów, która opiekuje się rannymi przebywającymi w szpitalu.

A jak wygląda współpraca Kościołów łacińskiego i greckokatolickiego w tym względzie?

Półtora tygodnia temu mieliśmy w naszej katedrze uroczystą Mszę świętą z nabożeństwem żałobnym za tych, którzy zginęli na Majdanie. Odbyło się to przy bardzo licznym udziale wiernych oraz władz Wrocławia z prezydentem miasta na czele. Kościół rzymskokatolicki reprezentowali abp Marian Gołębiewski i rektor wrocławskiego seminarium ks. dr Adam Łuźniak wraz z klerykami. Był też obecny Ryszard Bogusz, biskup wrocławski Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Mamy więc pomiędzy sobą taką solidarność modlitewną. Wiem także, że diecezja wrocławska za sprawą księdza arcybiskupa Józefa, ale także i inne diecezje, same zbierają i wysyłają pomoc na Ukrainę, czy też robią to poprzez Caritas Polską.

Czy tę solidarność z walczącą Ukrainą da się, zdaniem Księdza Biskupa, odczuć także na ulicach Wrocławia?

Kilka razy odbyły się tu wiece i marsze, w których uczestniczyli nie tylko Ukraińcy, ale także polska młodzież. Studenci pożyczali od nas flagi ukraińskie, organizowali spotkania w swoich środowiskach, także modlitewne. Uważam, że tych gestów solidarności można tu zauważyć bardzo dużo.

Czy takie gesty mogą pomóc Ukrainie?

Myślę, że już pomogły. Ale nie w sensie pojedynczych akcji, tylko dlatego, że cały świat, w tym również młodzież wrocławska, parafie wrocławskie i Kościół rzymskokatolicki, wyrażają poparcie dla demokratycznych dążeń Ukraińców. A z drugiej strony sprzeciwiają się takim sytuacjom, jakie mają miejsce na Krymie.

Podczas jednego z wieców upamiętniających ofiary Majdanu zorganizowanego w Lubinie Ukraińcy pytali, jak Europa XXI wieku mogła pozwolić na to, żeby na Majdanie zabijano ludzi.

Cóż, oczekiwania zwyczajnych ludzi wobec tego, co dzieje się teraz na Ukrainie, są oczywiście bardzo różne. Niektórzy z nich są zdania, że trzeba uderzyć pięścią w stół, pogrozić, wyciągnąć szablę i pomachać nią. Natomiast politycy podchodzą do tego nieco spokojniej, bez zbędnych emocji. Analizują skutki swoich działań.

To jest, zdaniem Księdza Biskupa, najlepsza strategia?

Tego nie wiem. Ja tylko mówię, jak postępują politycy. Niektórzy są jednak zdania, że gdyby postępować inaczej, to nie doszłoby do anektowania przez Rosję Krymu. Ale z drugiej strony, gdyby reakcja na to była inna, to pojawia się pytanie, czy dzisiaj byłby jeszcze pokój w Europie? To bardzo trudna sytuacja. Inaczej odbierają ją ci, którzy cierpią, inaczej ci, którzy stoją z boku. Ale każdy boi się wojny. Dlatego politycy analizują, czy warto podjąć takie kroki, których konsekwencją mogłaby być wojna. Jeżeli Ukraina utraci Krym, będzie to dla niej wielka strata terytorialna. Dla Europy precedens grożący tej Europie w przyszłości. Ale wracając do pytania – uważam, że Ukraińcy oczekiwaliby czegoś więcej od polityków europejskich. Oczekiwaliby konkretnych kroków.

Od Polski również?

Mówiąc to, myślę o całej Europie. Polska robi w tym kierunku najwięcej ze wszystkich europejskich krajów. Występuje z różnymi inicjatywami, w które próbuje zaangażować inne europejskie i natowskie kraje. Przestrzegając jednocześnie, żeby nie przespać tej sprawy całkowicie.

A jaka jest w tym rola Kościoła greckokatolickiego?

Przy prezydencie Ukrainy działa grupa robocza, złożona z głów wszystkich Kościołów na Ukrainie. Przyjęła nazwę Rady Kościołów. Jest w niej także abp Światosław, zwierzchnik Kościoła greckokatolickiego. Ta rada już zredagowała swoje stanowisko w sprawie Ukrainy. Głosi ono, że ludzie mają prawo do wolnego życia, do zachowania swoich praw. Wszystkie Kościoły, łącznie z Ukraińskim Kościołem Prawosławnym Moskiewskiego Patriarchatu, opowiedziały się za nierozerwalnością państwa ukraińskiego. Ten głos bardzo mocno słychać na Ukrainie. Abp Szewczuk zadeklarował także, że gdyby konflikt na Ukrainie miał przerodzić się w zbrojny konflikt, Kościół greckokatolicki odda do dyspozycji armii swoich kapelanów.